/> Przejdź do głównej zawartości

Polecane

SZPARAGI Z FASOLKĄ NA TOŚCIE

 Sezon na szparagi w pełni, więc dziś mam dla Was przepis na lunch albo brunch. Ta moda na śniadanie łączone z obiadem tudzież lunchem już się u nas zadomowiła  na dobre. Szczególnie popularne brunche stały się  codziennością dużych miast i zasobnych portfeli.     My małomiasteczkowi też możemy sobie taki posiłek przygotować i zjeść go na balkonie,  ciesząc się majowym słońcem. SKŁADNIKI: - 2 łyżki oliwy z oliwek - 2 szalotki poszatkowane -3 ząbki czosnku zmiażdżone - 1 czerwona papryka pokrojona w kostkę - 1,5 łyżeczki wędzonej papryki słodkiej - 2 szczypty tymianku ( może być świeży ) - pół łyżeczki płatków chilli - sól i pieprz - kubek ugotowanej fasoli ( może być z puszki ) - szparagi - 4 kromki ulubionego pieczywa WYKONANIE: -na rozgrzanej patelni zeszklij szalotkę - dodaj zmiażdżony czosnek, pokrojoną paprykę, wędzoną paprykę i płatki chilli. Smaż około 2-3 minuty. - dodaj fasolkę, podlej odrobinę wodą i duś około 10 minut aż fasolka zmięknie a płyn się zredukuje. - dodaj tymiane

ŚWIĄTECZNY ZURYCH



Do Zurychu przyjechaliśmy w grudniowy poranek. Miasto przywitało nas rześkim i czystym powietrzem . Autobus wyrzucił nas na parkingu autobusowym przy Sihlquai , tam gdzie zatrzymują się wszystkie zagraniczne i wycieczkowe autobusy. Stamtąd już niedaleko do hotelu, który zarezerwowaliśmy z tygodniowym wyprzedzeniem przez internet . Za pokój dwuosobowy ( z trudem znaleziony w grudniowym terminie ) ze śniadaniem w X-tra Hotel zapłaciliśmy 80 euro za dobę. Hotel mieścił się przy Limmatstrasse, o jedną przecznicę od rzeki Limmat, która wypływa z północnego brzegu Jeziora Zurychskiego. Już w czasach celtyckich istniała tutaj osada zwana Turicum. Jej mieszkańcy wykorzystywali wodę jeziora nie tylko do picia i irygacji. Rzymianie transportowali swoje bogactwa i dobra przez lodowce i śniegi Alp, następnie musieli przewieźć towary przez Jezioro Zurychskie , za każdym razem płacąc wysokie cło władzom Turicum, by później kontynuować spedycję przez wąskie rzeki północnej Germanii. Tak było do drugiej połowy XIX wieku, dopiero wtedy transport kolejowy rozwinął się na tyle , że z powodzeniem zastąpił spedycję wodną. Podczas kiedy Zurych był portem i wrotami na północ dla Rzymian, władcy i cesarze Germanii traktowali miasto jako południową bramę do Alp. Rzymska twierdza Lindenhof - ze względu na swe strategiczne położenie – była miejscem obronnym i odpoczynkiem w dalszej drodze na północ dla wędrujących starożytnych żołnierzy. Obecnie Lindenhof to tylko przepiękny taras widokowy i plac zabaw dla dzieci. Umieszczono tam wielką szachownicę dla rozgrywek plenerowych. W dzisiejszych czasach rzeka Limmat służy już tylko do celów czysto komercyjnych i rozrywkowych. Jako zasłużona emerytka użycza swoich nurtów statkom wycieczkowym, które podążają tym samym szlakiem co kiedyś starożytni Rzymianie.




Po zakwaterowaniu się w pokoju, udaliśmy się do centrum, żeby jeszcze w pierwszym dniu naszego pobytu zaczerpnąć choć trochę z atmosfery miasta. Była niedziela, jednak miasto tętniło życiem, wszystkie sklepy otwarte, na ulicach kolorowy tłum ludzi. Ulice przepięknie oświetlone, wszak Boże Narodzenie tuż tuż. Spacerujemy Bahnhofstrasse, najbardziej reprezentacyjną ulicą miasta, która przyciąga miłośników zakupów. Ten najbardziej bogaty bulwar łączący kolejowy dworzec główny z jeziorem jest zamknięty dla ruchu samochodowego, tylko piesi i tramwaje mają tutaj wstęp. Butiki z biżuterią i zegarkami, sklepy najbardziej znanych marek i wielokondygnacyjne domy handlowe prezentują się tutaj godnie jak błyszczące koraliki nanizane na sznurek drogocennych pereł. Jednak mało kto wie, że kiedyś w tym miejscu znajdowała się miejska fosa.







 Zamiast okazałej ulicy handlowej był tutaj śmierdzący ściek, który spełniał funkcję ochronną dla miasta w czasach średniowiecza. Ze względu na zamieszkujące rów żaby – nazwana została żabią fosą. Kiedy w mieście powstał dworzec kolejowy, kanał przebudowano na wzór francuskiego bulwaru. Po śmierdzącym rynsztoku nie ma już śladu, jest za to całkowite jego przeciwieństwo – luksus najdroższych sklepów zastąpił dawny brud, a odór ścieków został zastąpiony przez zapach pieniędzy i drogich perfum. W ten sposób powstał raj dla konsumentów w fosie. Zurych umiejętnie wykorzystał również wiadukty kolejowe. Jakkolwiek Wipkinger wiadukt jest jeszcze eksploatowany przez kolej, tak stojący w jego niedalekiej odległości Letten wiadukt został zaadaptowany dla pieszych i cyklistów. Wykorzystując fakt, że kiedyś ze względów praktycznych pod łukami wiaduktu koncetrowało się życie gastronomiczne i kulturalne, w najbliższej przyszłości władze miasta mają w planach zagospodarowanie kolejnej estakady. W 2010 roku wiadukt o nazwie Letten został przekształcony w nowoczesne centrum handlowo – rozrywkowe . Ten nowoczesny permanentny market mieści się pod 36 zabytkowymi kolejowymi łukami, a 450 metrów tej handlowej ulicy zapełniają delikatesy , bary , galerie, antykwariaty, kawiarenki, restauracje, różne sklepy, warsztaty krawieckie i projektanckie itd. Całkowity zawrót głowy! Musimy odpocząć od tych kolorowych i błyszczących sklepów.




Z domu handlowego Jelmoli udajemy się do kawiarni, byle odsapnąć od tego nadmiaru towarów .Wchodzimy do Odeon Cafe na kawę. Kawiarnia zachowała styl z lat 20 – stych XX wieku. Kelner wita nas szwajcarskim Gruezi Siedzimy i chłoniemy atmosferę kosmopolitycznego miasta i ekstrawagancji jej mieszkańców. Zamawiamy cappuccino za 5 franków. W każdej restauracji i kawiarni jeszcze do 1 maja 2010 roku był podział na sekcję dla palących i niepalących. Obecnie wszędzie za przykładem innych krajów Unii Europejskiej również w całej Szwajcarii obowiązuje zakaz palenia. Kelnerzy niechętnie używają angielskiego, zawsze przy powitaniu i pożegnaniu zwracają się do obcokrajowców szwajcarskim niemieckim. Oddalona o kilka stolików siedziała para w średnim wieku , kobieta już lekko pijana śpiewała głośno, mężczyzna jej towarzyszący namiętnie ją całował. Innym gościom tłumaczył, że tylko w ten sposób może ją uciszyć. 


Pewnie Ulrich Zwingli przewraca się w grobie na ten widok – pomyślałam. Gdyby tak powrócił do współczesnego Zurychu, miałby pełne ręce roboty. Ten kaznodzieja został pastorem w bazylice Grossmunster w 1519 roku. W tamtych czasach miasto tonęło w nieumiarkowaniu pod każdym względem. Władze miejskie próbowały ekscesy społeczeństwa jakoś ograniczyć, wprowadzając różnego rodzaju ograniczenia, kary i nakazy moralne. Nie przynosiło to jednak żadnego efektu. Ówczesny stan rzeczy zmienił Zwingli, który koncentrując się na słowie Bożym, zaczął propagować Biblię wśród pospólstwa. Mało tego, odrzucił wszystkie te rzeczy, o których Biblia nie wspominała :najemną armię, sprzedaż różnorodnych dóbr, posty i sztukę. Wstrzemięźliwość i przyzwoitość stały się nowymi cechami, które miały charakteryzować społeczeństwo Zwinglego. Zmienił obywateli w nowych ludzi z nowymi zasadami moralnymi. Mieszkańcy całej Szwajcarii lgnęli do pastora, emigrowali nawet z południa kraju by osiedlić się w Zurychu – centrum niemieckojęzycznej Reformacji. Wśród tych religijnych przesiedleńców byli kupcy tekstyliów i jedwabiu, którzy doprowadzili miasto w niedługim czasie do tekstylnego centrum handlowego. Małe rodzinne interesy rozwijały się, a pieniądze ze wspólnej sakwy nie wystarczały już na biznesowe inwestycje. Kredyty bankowe okazały się niezbędne, by utrzymać rodzinne firmy na powierzchni. Z tej perspektywy można stwierdzić, że współczesne finanse mają swoje korzenie w przemyśle konfekcyjnym. W miarę modernizacji życia i przemysłu, który powoli wypierał siłę ludzkich rąk, społeczeństwo zaczęło odczuwać potrzebę większego zabezpieczenia czy to w przypadku bezrobocia, wieku, choroby, wypadku czy jakiejś szkody. Powstające firmy ubezpieczeniowe w tamtych czasach szyte jeszcze grubymi nićmi, obecnie każdą polisę „kroją na wymiar” indywidualnego klienta.

Jednak Zurych nie jest miejscem kojarzącym się tylko z bankami i zegarkami Omega. Miłośnicy wszelkich rozrywek też będą usatysfakcjonowani. Tym którzy lubią się bawić polecam zachodnią dzielnicę , która obecnie jest najmodniejszą częścią miasta. Tam Zurych nigdy nie zasypia. Jeszcze do niedawna była to dzielnica robotnicza, gdzie Caspar Escher i Salomon Wyss mieli swoje fabryki statków. Do dziś po Jeziorze Zurychskim pływają jeszcze statki z silnikami z fabryki Escher – Wyss. Dzielnica zachodnia jest miejscem tysiąca knajpek, kin, teatrów i musicalli. Kiedy epoka wielkiego przemysłu dobiegła końca architekci zaadaptowali dzielnicę robotniczą na centrum rozrywki i kultury. Hala Schiffbau, gdzie niegdyś Escher konstruował swoje statki, jest teraz kulturalnym spotem mieszczącym kino, teatr, restaurację i popularny pub Jazz Moods w jednym industrialnym wielkim budynku. W Zurychu Zachodnim galerie sztuki stoją ściana w ścianę z starym browarem Lowenbrau, multikino przegląda się w zwierciadle dawnej manufaktury mydła i detergentu, nieopodal można spotkać szkoły tańca , studia telewizyjne i inne przybytki współczesnej rozrywki. W nocy dawne robotnicze mury wypełnia gwar, dźwięki koncertów i spektakli musicalowych, a w ciągu dnia współcześni robotnicy - próbując nadać już istniejącej architekturze nowy połysk - łączą stare z nowym, przybliżając zachodnią dzielnicę miasta do architektury drapaczy chmur.





My znaleźliśmy tam kilka ciekawych restauracji, między innymi nepalską knajpkę, z przepysznym jedzeniem i bardzo serdecznym właścicielem, który wita każdego klienta ciepłym uściskiem dłoni. Jak na nepalskiego wyznawcę Hinduizmu przystało w restauracji znalazło się również miejsce na mały ołtarzyk z bóstwem . Jednak mnie najbardziej smakowało jedzenie w najstarszej restauracji wegetariańskiej w Europie. Restauracja Hilt mieści się na dwóch piętrach kamienicy w samym centrum, bo przy Sihlstrasse 28. To co każdego dnia przygotowuje trzydziestu kucharzy wykłada się na kolistym bufecie, a klienci dobierają sobie skład swoich posiłków. Kasjerzy sami podchodzą do stolików i pobierają wynagrodzenie. Ryż, gotowana fasola kosztują tyle samo co marynowane tofu czy prażone orzeszki z drzewa piniowego. Pieczywo i jabłko gratis.





Z tym mieście nawet najbardziej wybredny smakosz znajdzie coś dla siebie i będzie usatysfakcjonowany. Bo w Zurychu można zjeść i w eleganckiej restauracji jak i w wielkiej hali dworcowej, gdzie prawie na każdym kroku można było znaleźć stragany z gorącą kiełbaską, grzanym winem jak i z narodową przekąską - raclette , którą i my musieliśmy spróbować. We wspomnianej już hali dworca głównego, widziałam też 10 - metrową choinkę bożonarodzeniową, rozświetloną kryształkami Svarovskiego. Największą i najpiękniejszą jaką widziałam. Tam też zakupiłam kilka drobnych prezentów na zbliżające się święta. Na dworcu są szeroko dostępne rozkłady jazdy ( a listonosze – żeby usprawnić usługi poczty – jeżdżą na motorowerach).




Kiedy oglądam pamiątkowe zdjęcia z mojej wycieczki na podniebieniu czuję czekoladowe fondue i roztopiony ser i te smaki zawsze będą mnie tam prowadzić chociażby tylko we wspomnieniach.












Komentarze

Popularne posty