Ostatnie dwa dni spędziłam w swoim wewnętrznym świecie. Prawdziwa rzeczywistość w ogóle dla mnie nie istniała. Na dworze przeszywający wiatr nie pozwalał cieszyć się z marcowego słońca. A ja nienawidzę zimna i wiatru. Powinnam być przyzwyczajona, bo przecież w Polsce taka pogoda jest na porządku dziennym i towarzyszy ludziom przez prawie siedem miesięcy w roku. Tutaj z kolei panują wyspowe pogodowe przyzwyczajenia. Więc jeżeli jest słońce to prawie zawsze wieje, a kiedy pada deszcz, to prawie zawsze siecze deszczem we wszystkie możliwe kierunki. Ale może tylko ja jestem taka delikatna, jednak co tu dużo pisać - wiatr mnie wkurza.Ostatnie dni spędziłam więc w swoim ciepłym i przytulnym, zawsze wygodnym królestwie.Już prawie kończę książkę Marka Krajewskiego pt. Śmierć w Breslau.Czarny kryminał - w sam raz na mój czarny nastrój. Swoją drogą książka poraża swoją stylistyką rodem z horrorów :
Jakby bawiąc się samym sobą, znów odkrył talerz i zaczął bezmyślnie grzebać widelcem w jedzeniu. Rozciął cienką powlokę żółtka.Rozlało się, obficie zalewając białko. Anwaldt odtworzył widelcem znany pejzaż : śliska dróżka żółtka wijąca się wśród tłustej zieleni szpinaku. Oparł głowę na krawędzi stołu, ręce zwisły bezwładnie; jeszcze zanim zapadł w sen, powrócił krajobraz z obrazu Soutine'a:trzymał Ernę za rękę. Biel skóry dziewczyny żywo kontrastowała z granatem gimnazjalnego mundurka. Biały, marynarski kołnierz przykrywał drobne ramionka.(...)Łąka: po łodygach traw pełzały dobrotliwe chrząszcze. Rozpinała gorączkowo guziki jego ubrania. Siostra Dorothea z sierocińca krzyczy: znowu się zesrałeś, zobacz, jak przyjemnie sprząta się twoje gówna. Gorący piasek sypie się na rozdartą skórę.Gorący piasek pustyni osiada na kamiennej posadzce.Do zrujnowanego grobowca zajrzał włochaty kozioł.Ślady racic na piasku.Wiatr wdmuchuje piasek w zygzakowate szpary ścian. Z sufitu spadają małe, ruchliwe skorpiony. Otaczają go i wznoszą ku górze jadowite odwłoki.(...) Śpiący krzyknął i uderzył się w brzuch. W zamkniętym oknie stał czerwony księżyc.(...)Wrocławska noc była bezlitosna.
Na szczęście jutro już ją skończę. Mam nadzieję, że wisielczy humor zostawię w książce. Tego życzę sobie i
Blue Girl.Najwidoczniej wietrzną pogodę lubią moje roślinki w moim balkonowym ogródku. Niestety nie mam możliwości założenia ogrodu z prawdziwego zdarzenia ( o czym ciągle marzę ), więc z olbrzymią determinacją postanowiłam posiać warzywa w doniczkach. Jak na razie wszystko idzie ku dobremu, po 10 dniach malutkie nasionka nieśmiało pną się ku słońcu. Więc czekam na moje pomidory, buraki, szpinak, sałatę i seler aż będą na tyle duże, bym mogła je poprzesadzać do większych doniczek. Moje warzywka na zewnątrz na balkonie - ja w środku w pokoju. Obserwujemy się przez szybę.Dzisiaj jeszcze godzinna sesja jogi - to już postanowione. Acha muszę jeszcze wysiać kiełki, żeby mieć świeżą energię na nadchodzące dni.
Zenza - ty głodówkowo zaczynasz tydzień, a ja go skończę znów piątkową proszoną kolacją. Ach... Na koniec przepiękna piosenka, którą śpiewa
Laurentis Maheritsas
Komentarze
ps. bardzo smutna ta piosenka
smacznego ;)
Pozdrawiam bardzo serdecznie:))))